Moje piekło - część 2
Adaś został wydarty ze mnie 20 listopada o 11:35, miał 37cm i ważył 1140g, dostał 4 pkt APGAR.
Bolał mnie brzuch, ale trochę się kręciłam na łóżku - tak zalecili. Przyszła moja Mama przebrana za salową :) Nie można wchodzić na oddział, chyba, że ma się znajomości jak dziewczyna leżąca obok mnie. Przychodziły do Niej całe pielgrzymki. Mama przyniosła mi różaniec. Kamil przysłał mi zdjęcie Adasia, całego w rurkach z zaklejonymi oczami, takiego malutkiego. Po jakimś czasie dostałam suchary, a rano zupę mleczną, której nienawidzę, ale wtedy zjadłam z olbrzymim apetytem. Zaczęłam wstawać, ale kręciło mi się w głowie,przecież leżałam na łóżku przez całe 3 tygodnie bez jakiegokolwiek wstawania. Kamil zawiózł mnie wózkiem do Adasia ... jedno spojrzenie i musiałam wyjść ... Boże ... ile rurek, jaki malutki i ta rura w takiej malutkiej buzi... Boże ... zaczęłam płakać ... wyszłam, żeby nie czuł moich emocji.
Pani położna od laktacji - Pani Marzenka objaśniła mi stymulacje laktacji metodą Marmet.
Później nastąpiło nasze pierwsze spotkanie z panią ordynator OITN. Kobieta bez emocji, zimna, oschła, bez własnych dzieci, waląca informacjami prosto z mostu i bez owijania w bawełnę : "stan dziecka jest krytyczny, nie oddycha samodzielnie, ma 100% zapotrzebowanie na tlen, jest skrajnie nieprzystosowany do życia, najbliższe dobry będą decydujące"...
Moje CRP wzrosło do 101, do tego dostałam czerwonych krost na całym ciele oraz temperatury dobijającej do 39 stp. Nikt nie martwił się moim stanem, a ja dostałam zakaz chodzenia do Adasia. Zrobiłam awanturę, że wypisuje się na własne żądanie i zaczęłam się pakować do domu. Skoro nikogo nie martwią mój stan zdrowia to ja jadę do domu - nic mi nie jest. Przyszedł Kamil po rozmowie z lekarzem : "Agnieszka, uspokój się, nigdzie nie pójdziesz, w każdej chwili możesz dostać sepsy i umrzeć!" Najgorsze jest to, że ucieszyłam się ! Ale ja chce umrzeć ! Ja chcę dostać sepsy! Dzień wcześniej nawet modliłam się o śmierć, bo jaka ze mnie matka ! Skoro moje dziecko umiera, a ja żyje ! Mi to pasuje - śmierć ! To niesamowite jakie myśli i emocję są w człowieku w tak trudnych chwilach ... Wieczorem pojechałam na konsultację do szpitala zakaźnego i dermatologicznego. Jednoznacznie - silna reakcja uczuleniowa na antybiotyki. Co?! Zrobili mi cesarkę, bo mam jakieś tam uczulenie ! Moje dziecko walczy o życie, bo ja mam wysypkę ?! Jednak wtedy nie było czasu na sprawdzanie do mi jest, ratowali i mnie i dziecko.
Przenieśli mnie do izolatki, pozwolili mi chodzić do Adasia . Chodziłam, ale nie dawałam rady patrzeć na to biedne dzieciątko ... płakałam, wychodziłam, uspokajałam się, wchodziłam, płakałam, wychodziłam itd.
Którejś nocy poszłam odciągać mleko, wchodzę na oddział , a tam wszyscy biegają, wielkie poruszenie. Boże! To do Adasia ! Dostał krwawienia do płuc! Usiadłam na korytarzu i zaczęłam płakać! Zadzwoniłam do Kamila: "Adaś umiera !" Zadzwoniłam do Mamy : Módl się ! Adaś umiera !" Przyjechał Kamil, a mój mózg wyłączał mi świadomość - chciałam straaaasznie spać. Moja koleżanka dr psychologii powiedziała mi, że jeśli jesteśmy na skrajnych emocjach i chce nam się spać to oznacza, że mózg sam wyłącza nam świadomość, aby nie stało się nam coś złego. Przespałam calutką noc... Rano pani ordynator wzięła nas na rozmowę "Państwa dziecko jest w stanie krytycznym do tego niestabilnym, musicie spodziewać się wszystkiego, łącznie z najgorszym!" Boże !!! Na korytarzu spotkałam kochaną dr Sułkowską "Idźcie do Kaplicy - módlcie się !" Pobiegliśmy - płakałam cały czas ... serce mi krwawiło ...
Zrobili mi wszystkie badania, ale nic nie wychodziło, nawet na CT. Przyszedł ordynator dr Bartosiewicz (super facet) "chyba będziemy musieli wyciąć pani macice" ... moja odpowiedź była : "dobra wycinajcie, a po takiej operacji kiedy będę mogła wrócić do domu?" Tak bardzo chciałam do domu, do mamy, do Jagody, odpocząć. Dzwoniłam do Mamy i mówiłam, że chce umrzeć ... że mam dość ... że nie mogę patrzeć na Adasia ... mam dość ...
Wysypka ustępowała, po 10 dniach wypisałam się na własne żądanie do domu.
Byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie utrzymać głowy w pionie. Weszłam do domu usiadłam w korytarzy i ryczałam w głos ... zeszła do mnie Jagódka. MAMA !!!! Wtuliła się we mnie, a ja jeszcze bardziej płakałam... przynosiła mi wszystkie zabawki... kazała siadać, wstawać, biegać ... a ja nie miałam siły....
Kamil ochrzcił Adasia ... Boże jak ja Go podziwiam, że dał radę ...
Przez 2 tygodnie nie chciałam przyjeżdżać do szpitala, ale przyjeżdżałam, nie mogłam na niego patrzeć, płakałam więcej, niż mu pomagałam. Gdy się uspokoiłam opowiadałam o Jagódce, śpiewałam kołysanki, czytaliśmy książki.
Stan Adasia był krytyczny przez 46 dni ... Jezu ! 46 dni ...
Co chwile dochodziły do nas słuchy, że umarło dziecko na oddziale, miało 24 tygodnie ... Boże co by się stało, gdybym urodziła tego 30 października ...
Dochodziły słuchy o dzieciach zostawianych na oddziale przez "matki". Wtedy (przepraszam za wyrażenie) kurwica mnie dopadała ... ty pizdo jedna !!! My tu wszyscy walczymy o swoje dzieci ... a ty szmato zostawiłaś dziecko i cały dzień płacze za tobą, bo chce w twoje ramiona !!!
Życie daje popalić i to bardzo....
Pamiętam pierwszy raz, gdy pozwolili mi wziąć Adasia na ręce. Był taki malutki z tymi rurami ... ryczałam ... chciałam zamienić się miejscami ... Mijały kolejne dni podwójnego życia dom - szpital. Zamieszkała u nas Kasia, która miała córeczkę na oddziale. Było mi łatwiej, bo mogłam się wyżalić, wiadomo matka matce to co innego.
Stan Adasia powoli poprawiał się. Rósł, przybierał na wadze. Gdy dowiedziałam się, że niedługo wyjdzie do domu - rozpłakałam się ... nie chciałam ... za bardzo go kochałam i kocham... a jeśli zrobię mu krzywdę? a jeśli udusi się w domu ? Tu w szpitalu jest tłum lekarzy, którzy mu pomogą, a ja w domu ? Co zrobię ? Przychodziłam do Adasia i płakałam, przepraszałam za mój płacz, że nie chcę go wziąć do domu, ale za bardzo go kocham !
Nadszedł dzień 25 luty! Wyszliśmy do domu !
Jesteśmy prawie 2 miesiące w domu - wszyscy razem ! Adaś przezwyciężył śmierć ! Przezwyciężył ból, 8 krwawień do płuc, krwawienie do mózgu, niewydolność krążeniowo- oddechową i wiele, wiele innych.
Mówcie co chcecie, ale ja wierzę w Boga, wierzę w Maryję i Jezusa ! Gdyby nie modlitwa, która wielokrotnie pomagała ... Myślę, że wielu dorosłych (tak jak ja) poddałoby się i nie dałoby rady ! A Adaś dał! Nie życzę nikomu tego co przeżyliśmy ! Błagam dziewczyny traktujcie siebie w ciąży jak w chorobie ! Leżcie i odpoczywajcie !
Chodzimy teraz do lekarzy, aby wszystko kontrolować, chodzimy na rehabilitację. Póki co jest ok. Nawet jeśli za jakiś czas okaże się, że ma autyzm, porażenie mózgowe lub coś innego ! Jestem wdzięczna Bogu za MOJE DZIECKO ! ZA TO, ŻE ŻYJE ! KOCHAM GO !
Jeśli ktoś kiedyś (nie daj Boże) będzie w podobnej sytuacji do nas to mam nadzieję, że te wpisy trochę pomogą w ogarnięciu tego co się dzieję.
Dziękuję MOIM DZIEWCZYNOM Z PRZEDSZKOLA ! Za to, że nie musiałam się martwić o przedszkole w tym czasie!
Dziękuję całe rodzinie ! MAMUSI, Czesiowi, babci, wujkowi Mirkowi, cioci Jasi, Sylwii, Kasi !
Dziękuję Księdzu Rafałowi i Czarkowi za wsparcie duchowe w tym czasie !
Dziękuję Klaudii za codzienne rozmowy.
Dziękuję Paulinie Worzakowskiej za troskę o nas.
Dziękuje cioci Marzenie za rozmowy i troskę.
Dziękuję Tobie Mój Ukochany za to, że byłeś i jesteś :)
Dziękuję Wam wszystkim za modlitwę, za dobre słowo, za odwiedziny w szpitalu, za wiarę! Dziękuję to za mało ...
Bolał mnie brzuch, ale trochę się kręciłam na łóżku - tak zalecili. Przyszła moja Mama przebrana za salową :) Nie można wchodzić na oddział, chyba, że ma się znajomości jak dziewczyna leżąca obok mnie. Przychodziły do Niej całe pielgrzymki. Mama przyniosła mi różaniec. Kamil przysłał mi zdjęcie Adasia, całego w rurkach z zaklejonymi oczami, takiego malutkiego. Po jakimś czasie dostałam suchary, a rano zupę mleczną, której nienawidzę, ale wtedy zjadłam z olbrzymim apetytem. Zaczęłam wstawać, ale kręciło mi się w głowie,przecież leżałam na łóżku przez całe 3 tygodnie bez jakiegokolwiek wstawania. Kamil zawiózł mnie wózkiem do Adasia ... jedno spojrzenie i musiałam wyjść ... Boże ... ile rurek, jaki malutki i ta rura w takiej malutkiej buzi... Boże ... zaczęłam płakać ... wyszłam, żeby nie czuł moich emocji.
Pani położna od laktacji - Pani Marzenka objaśniła mi stymulacje laktacji metodą Marmet.
Później nastąpiło nasze pierwsze spotkanie z panią ordynator OITN. Kobieta bez emocji, zimna, oschła, bez własnych dzieci, waląca informacjami prosto z mostu i bez owijania w bawełnę : "stan dziecka jest krytyczny, nie oddycha samodzielnie, ma 100% zapotrzebowanie na tlen, jest skrajnie nieprzystosowany do życia, najbliższe dobry będą decydujące"...
Moje CRP wzrosło do 101, do tego dostałam czerwonych krost na całym ciele oraz temperatury dobijającej do 39 stp. Nikt nie martwił się moim stanem, a ja dostałam zakaz chodzenia do Adasia. Zrobiłam awanturę, że wypisuje się na własne żądanie i zaczęłam się pakować do domu. Skoro nikogo nie martwią mój stan zdrowia to ja jadę do domu - nic mi nie jest. Przyszedł Kamil po rozmowie z lekarzem : "Agnieszka, uspokój się, nigdzie nie pójdziesz, w każdej chwili możesz dostać sepsy i umrzeć!" Najgorsze jest to, że ucieszyłam się ! Ale ja chce umrzeć ! Ja chcę dostać sepsy! Dzień wcześniej nawet modliłam się o śmierć, bo jaka ze mnie matka ! Skoro moje dziecko umiera, a ja żyje ! Mi to pasuje - śmierć ! To niesamowite jakie myśli i emocję są w człowieku w tak trudnych chwilach ... Wieczorem pojechałam na konsultację do szpitala zakaźnego i dermatologicznego. Jednoznacznie - silna reakcja uczuleniowa na antybiotyki. Co?! Zrobili mi cesarkę, bo mam jakieś tam uczulenie ! Moje dziecko walczy o życie, bo ja mam wysypkę ?! Jednak wtedy nie było czasu na sprawdzanie do mi jest, ratowali i mnie i dziecko.
Przenieśli mnie do izolatki, pozwolili mi chodzić do Adasia . Chodziłam, ale nie dawałam rady patrzeć na to biedne dzieciątko ... płakałam, wychodziłam, uspokajałam się, wchodziłam, płakałam, wychodziłam itd.
Którejś nocy poszłam odciągać mleko, wchodzę na oddział , a tam wszyscy biegają, wielkie poruszenie. Boże! To do Adasia ! Dostał krwawienia do płuc! Usiadłam na korytarzu i zaczęłam płakać! Zadzwoniłam do Kamila: "Adaś umiera !" Zadzwoniłam do Mamy : Módl się ! Adaś umiera !" Przyjechał Kamil, a mój mózg wyłączał mi świadomość - chciałam straaaasznie spać. Moja koleżanka dr psychologii powiedziała mi, że jeśli jesteśmy na skrajnych emocjach i chce nam się spać to oznacza, że mózg sam wyłącza nam świadomość, aby nie stało się nam coś złego. Przespałam calutką noc... Rano pani ordynator wzięła nas na rozmowę "Państwa dziecko jest w stanie krytycznym do tego niestabilnym, musicie spodziewać się wszystkiego, łącznie z najgorszym!" Boże !!! Na korytarzu spotkałam kochaną dr Sułkowską "Idźcie do Kaplicy - módlcie się !" Pobiegliśmy - płakałam cały czas ... serce mi krwawiło ...
Zrobili mi wszystkie badania, ale nic nie wychodziło, nawet na CT. Przyszedł ordynator dr Bartosiewicz (super facet) "chyba będziemy musieli wyciąć pani macice" ... moja odpowiedź była : "dobra wycinajcie, a po takiej operacji kiedy będę mogła wrócić do domu?" Tak bardzo chciałam do domu, do mamy, do Jagody, odpocząć. Dzwoniłam do Mamy i mówiłam, że chce umrzeć ... że mam dość ... że nie mogę patrzeć na Adasia ... mam dość ...
Wysypka ustępowała, po 10 dniach wypisałam się na własne żądanie do domu.
Byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie utrzymać głowy w pionie. Weszłam do domu usiadłam w korytarzy i ryczałam w głos ... zeszła do mnie Jagódka. MAMA !!!! Wtuliła się we mnie, a ja jeszcze bardziej płakałam... przynosiła mi wszystkie zabawki... kazała siadać, wstawać, biegać ... a ja nie miałam siły....
Kamil ochrzcił Adasia ... Boże jak ja Go podziwiam, że dał radę ...
Przez 2 tygodnie nie chciałam przyjeżdżać do szpitala, ale przyjeżdżałam, nie mogłam na niego patrzeć, płakałam więcej, niż mu pomagałam. Gdy się uspokoiłam opowiadałam o Jagódce, śpiewałam kołysanki, czytaliśmy książki.
Stan Adasia był krytyczny przez 46 dni ... Jezu ! 46 dni ...
Co chwile dochodziły do nas słuchy, że umarło dziecko na oddziale, miało 24 tygodnie ... Boże co by się stało, gdybym urodziła tego 30 października ...
Dochodziły słuchy o dzieciach zostawianych na oddziale przez "matki". Wtedy (przepraszam za wyrażenie) kurwica mnie dopadała ... ty pizdo jedna !!! My tu wszyscy walczymy o swoje dzieci ... a ty szmato zostawiłaś dziecko i cały dzień płacze za tobą, bo chce w twoje ramiona !!!
Życie daje popalić i to bardzo....
Pamiętam pierwszy raz, gdy pozwolili mi wziąć Adasia na ręce. Był taki malutki z tymi rurami ... ryczałam ... chciałam zamienić się miejscami ... Mijały kolejne dni podwójnego życia dom - szpital. Zamieszkała u nas Kasia, która miała córeczkę na oddziale. Było mi łatwiej, bo mogłam się wyżalić, wiadomo matka matce to co innego.
Stan Adasia powoli poprawiał się. Rósł, przybierał na wadze. Gdy dowiedziałam się, że niedługo wyjdzie do domu - rozpłakałam się ... nie chciałam ... za bardzo go kochałam i kocham... a jeśli zrobię mu krzywdę? a jeśli udusi się w domu ? Tu w szpitalu jest tłum lekarzy, którzy mu pomogą, a ja w domu ? Co zrobię ? Przychodziłam do Adasia i płakałam, przepraszałam za mój płacz, że nie chcę go wziąć do domu, ale za bardzo go kocham !
Nadszedł dzień 25 luty! Wyszliśmy do domu !
Jesteśmy prawie 2 miesiące w domu - wszyscy razem ! Adaś przezwyciężył śmierć ! Przezwyciężył ból, 8 krwawień do płuc, krwawienie do mózgu, niewydolność krążeniowo- oddechową i wiele, wiele innych.
Mówcie co chcecie, ale ja wierzę w Boga, wierzę w Maryję i Jezusa ! Gdyby nie modlitwa, która wielokrotnie pomagała ... Myślę, że wielu dorosłych (tak jak ja) poddałoby się i nie dałoby rady ! A Adaś dał! Nie życzę nikomu tego co przeżyliśmy ! Błagam dziewczyny traktujcie siebie w ciąży jak w chorobie ! Leżcie i odpoczywajcie !
Chodzimy teraz do lekarzy, aby wszystko kontrolować, chodzimy na rehabilitację. Póki co jest ok. Nawet jeśli za jakiś czas okaże się, że ma autyzm, porażenie mózgowe lub coś innego ! Jestem wdzięczna Bogu za MOJE DZIECKO ! ZA TO, ŻE ŻYJE ! KOCHAM GO !
Jeśli ktoś kiedyś (nie daj Boże) będzie w podobnej sytuacji do nas to mam nadzieję, że te wpisy trochę pomogą w ogarnięciu tego co się dzieję.
Dziękuję MOIM DZIEWCZYNOM Z PRZEDSZKOLA ! Za to, że nie musiałam się martwić o przedszkole w tym czasie!
Dziękuję całe rodzinie ! MAMUSI, Czesiowi, babci, wujkowi Mirkowi, cioci Jasi, Sylwii, Kasi !
Dziękuję Księdzu Rafałowi i Czarkowi za wsparcie duchowe w tym czasie !
Dziękuję Klaudii za codzienne rozmowy.
Dziękuję Paulinie Worzakowskiej za troskę o nas.
Dziękuje cioci Marzenie za rozmowy i troskę.
Dziękuję Tobie Mój Ukochany za to, że byłeś i jesteś :)
Dziękuję Wam wszystkim za modlitwę, za dobre słowo, za odwiedziny w szpitalu, za wiarę! Dziękuję to za mało ...
moja wysypka - na całym ciele |
Adaś na rehabilitacji |
oj lubi te ćwiczenia, lubi :) |
lekarze po wyjściu ze szpitala, PONIŻEJ NOWA ROZPISKA |
zdjęcie zrobione - dzisiaj rano |
uśmiechnięty buziak :) |
poradnia |
zalecenie |
Data umówionej
wizyty |
kontakt |
lekarz |
Rehabilitacja
|
Neurologopeda |
Ortopeda |
czerwiec |
|
Luxmed |
dr Latalski |
14.04 14:00 |
16.04 14:00 |
Szczepienie |
5-6 mc życia |
22 maja
|
Eskulap |
|
p. Czarek |
23.04 14:30 |
Endokrynolog |
maj |
|
Top Medical Zana |
dr Skowronek |
15:04 12:30 |
30.04 14:30 |
Okulista |
maj |
|
Szpital Chmielna |
dr Ciechan |
p. Kasia |
p. Łagoźna |
Pulmonolog |
miesiąc po odstawieniu wziewów |
|
Skierowanie do DSK |
dr Chojna |
21.04 14:00 |
|
Chirurg |
Marzec 2016 |
|
Luxmed |
dr Nachulewicz |
p. Czarek |
|
Synagis
(szczepienie) |
ostatnia dawka |
24.04. godzina 9:00 |
DSK |
|
22.04 12:00 |
|
Neurolog |
maj |
8 maja 15:15 (130zł) |
Dom Małego Księcia
81/537 13 33 |
dr Krawczyk |
p. Kasia |
|
Kardiolog |
maj
|
|
Luxmed |
dr Połecka |
29.04 12:30 |
|
Laryngolog |
|
28.04 10:00 (100zł) |
Luxmed Koncertowa |
dr Kątska Emilia |
p. Paweł |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Niech Pan Jezus błogosławi Wam każdego dnia + :)
OdpowiedzUsuńSzczęść Boże każdemu, dziękuję za wszystko :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam BARDZO i życzę wytrwałości (a widzę, że masz jej mnóstwo!), a przede wszystkim zdrówka!!!
OdpowiedzUsuńdzieki:)
Usuń