Plac zabaw - horror rodziców .







tyle razy spadła, że teraz wie - jedyny ratunek to mocno trzymać się poręczy i schodzić powoli

najlepszy punkt obserwacji dla rodziców - ŁAWKA

zawsze najwięcej rodziców stoi pod zjeżdżalnią


Droga Mamo,
Drogi Tato,
przypuszczam, że byliście niejednokrotnie na placu zabaw ze swoimi dziećmi. Przypuszczam także, że zauważyliście, że ławki dla rodziców są zwykle na totalnym uboczu, a nawet poza ogrodzeniem placu. Jak myślicie w jakim celu pomysłodawca tegoż miejsca umieścił je tam? Umieścił je tam, ponieważ mamo i tato macie tam usiąść na pupie i pozwolić W SPOKOJU  bawić się swoim dzieciom! Gdy jestem na placu zabaw (zwłaszcza w mieście) widzę jak te bądź co bądź biedne matki (pewnie zmęczone po cały dniu, nocy czuwania nad dzieckiem) latają krok w krok za dzieckiem i tylko wrzeszczą "tam nie idź, bo spadniesz", "tam nie siadaj, bo się pobrudzisz", "ojej! zaraz się przewrócisz!", "daj mi rękę pomogę ci" itd. No błagam, usiądź, weź książkę, czasopismo, telefon, tablet i korzystaj z wolnej chwili! Jak dziecko ma się nauczyć samodzielności skoro całą robotę odwalają za nie przewrażliwieni rodzice?! Z całą pewnością z miejsca na którym siedzisz widać dziecko i można kontrolować, czy aby nie zwiało z placu zabaw, albo nie poszło z kimś obcym, nie wsadziło sobie gałęzi do nosa, nie zjadło kociej kupy itd. Wiadomo są sytuację, gdy musimy ingerować - MUSIMY, a nie latamy krok w krok . Przecież jeśli się przewróci to zaraz wstanie. Bywa, że dziecko upadnie tak niefortunnie, że uszkodzi sobie np:. rękę, ale także bywa, że dziecko idzie za rękę obok  rodzica i też wywinie koziołka i ręka złamana. Nie uchroni się dziecka przed cały złem świata. Nie uda Ci się Mamo i Tato być do końca życia przy dziecku. Możecie za to zrobić coś o wiele lepszego - uczyć swoje dziecko dbania o swoje bezpieczeństwo i wyciągania wniosków z konsekwencji własnych czynów. Pamiętajcie także, że najbardziej kusi zakazany owoc. Mama pilnująca na placu zabaw nie pozwoli wejść dziecku na dach domku od zjeżdżalni, ale kiedyś gdy pójdzie z kumplami to z pewnością wejdzie. Pomysł wejścia na dach zrodził się w takiej małej głowie - zwyczajnie z nudów, bo skoro nic nie można to może wejdę na dach. Zabawa pod reżyserią rodziców jest nudna i dziecko zaczyna łobuzować, bo mu się zwyczajnie nudzi, ale gdy tylko kontrolujemy wzrokowo z boku to nasze dziecko "łobuz" staje się aniołkiem. Serio sama przekonałam się na Jagodzie :) Polecam dużo tłumaczyć i pozwalać dziecku przekonać się co to znaczy "zdarte" kolano, albo nabity siniak na pupie. Jeśli z naszego punktu widzenia dziecko potrzebuje pomocy - zapytajmy go, czy tej pomocy faktycznie potrzebuje. Wtedy można jak superman/woman wkroczyć do akcji, a nie jak gderliwa mamusia :)
Idąc za myślą starych górali : "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz ".

Komentarze

Popularne posty